Spotkanie
ze swoją wymarzoną dziewczyną,
lśniące buty, nowiutkie ubranie,
czeka już pod parkową olszyną,
Ściskając w ręku różę pąsową,
przechadza się piaskową aleją,
z gołębim sercem i w chmurach z głową,
serce trzepocze, oczy się śmieją.
I latarnie świecą dziś na biało
i korony drzew wesoło szumią,
liście tańczą, jakby mocno wiało,
w rytm wieczornej muzyki, jak lubią.
Na wieży zegar wybił godzinę…
potem następną i jeszcze jedną,
młodzieniec przywdział przesmutną minę,
mordując pąsową różę biedną.
Nie świecą przygarbione latarnie,
liście zamarły, muzyka wyszła…
Zakurzone buty zgasły marnie…
Skończył się spektakl… Dziś nie przyszła.