Słowo na otrzeźwienie
W dole rzeka, którą
nie płynęła woda, lecz krew.
Moja krew.
Most stał w dzielnicy przemysłowej.
Biednej i zmęczonej.
Ludzie szarzy przygięci do ziemi,
snuli się każdy w swoją stronę.
Każdy z nich miał na sobie drelich.
Jakby szyty na więzienną modę.
Wszystkie takie same szaro bure.
Lekko brudnawe.
Rozmawiałem z rogatym jegomościem.
O czarnych chmurach,
niosących zamiast deszczu zły zew.
Skowyt i potępieńczy śmiech.
Powiedziałem, że zatrucie środowiska jest duże,
że fabryki powodują toksyczne burze.
Że to wszystko ten przemysł prowadzi donikąd.
Że dla ludzkości ważne jest środowisko.
I mówiłbym tak dłużej, lecz
on mi przerwał mówiąc, że to
nie rzeczywistość, lecz sen
Mój zły sen.