sens odnaleźć umiałam a może to sen a może chciałam
zielonego lasu
we mgle opadającej
na lustro spokojnego jeziora
w kłosach zbóż
kołyszących się na wietrze
w śpiewie ptaków
echem daleko niesionym
w deszczu który
miał moc dawania życia
kolorowym kwiatom na łące
na fali odbijającej się
o skały
w błyskawicach
co z nieba
groźnie wystrzeliwały
w przeszywającym chłodzie
na szczycie gór
gdzie dotykałam prawie chmur
w słonecznych promieniach
które świat na kolorowo
malowały
ciepłem mą duszę otulały
nocą pod niebiańskim dachem
utkanym milionami gwiazd
zachwycałam się księżycem
skłócona ze swym życiem
choć
sercem z naturą połączona
szarością dnia przytłoczona
resztkami sił
złe myśli odpychałam
krzyczałam bezgłośnie
płakałam żałośnie
choć wzrok wytężałam
nic już przez łzy
nie widziałam
żegnać ze światem
chciałam
lecz gdy okno
na świat powoli zamykałam
wola istnienia się wepchała
radośnie szarość zdeptała
okna wszędzie pootwierała
i przegoniła złe myśli
taki sen mi się przyśnił...