Boks
w rękawice pięści obleczone w górę,
wkładki ochronne przeżuwają w zębach,
żeby wnosić chaos w wątpliwą kulturę.
Gong rozległ się dzwonny, runda się zaczyna
wrzawa się podnosi w wysokich akordach,
przez ring cyfrę niesie w bikini dziewczyna
sygnał dając panom, by lać się po mordach.
Jak kangury skaczą wymachując żwawo,
zatrzymują razy tworząc z dłoni gardę
raz to lewy prosty, to sierpowy prawą
a obite gęby wciąż na pozór twarde.
Unik za unikiem, nogi tańczą z waty
siły opadają, nie słyszą już wrzawy
pot się z krwią pomieszał, ktoś tam użył szmaty
taniec coraz bardziej robi się kulawy
Cielska toczą śliskie, jakby anomalia
razy nie trafiają tracąc kunszt w zamachach
świecą się oboje jak psie genitalia
i wzrok mętny w oczach osadzonych w czachach.
w końcu jeden pada na ring jak wywłoka
trafiony niechcący w sekundy mignięciu
sędzia zliczył dziesięć i oznajmił nokaut
i kres dał tym samym w całym tym napięciu
A tłum wiwatuje faktem podniecony,
że krew się polała i napuchły ryje
jakby satysfakcja w sporcie pomylonym
bardziej narastała, im się mocniej bije.