Lokomotywa
Ogromna, blaszana i spolegliwa.
Kupa żeliwa.
Daremnie stoi, bo już nie sapie.
Choć nieruchoma parą nie chrapie.
Brrrr - jaka zimna !
Chłodna jak grób.
Krypta grobowa.
Żelazny trup.
Choć zmierzch zapada,
Choć kogut pieje,
Choć maszynista wodę w nią leje,
To gwizdka bez pary nie usłyszymy.
Ani we wiosny, ani też w zimy, gdyż
Nikt więcej węgla pod kocioł nie sypnie.
Więc stoi cholera i ani zipnie.
Jeszcze wagony podoczepiali !
Lecz tylko czterdzieści, więcej się bali.
A w każdym wagonie też kupa ludzi,
Ruszyć, dojechać do celu się łudzi.
Wśród pasażerów nie ma grubasów,
Ni fortepianów, ni kontrabasów.
Próżno by szukać, czy jest atleta.
W zastępstwie mięśnie pręży kobieta.
Żadne tam konie, żadne tam świnie,
Nawet nie wspomnę o wołowinie.
W trzecim jakieś wychudłe Victorie
Siedzą i liczą tłuste kalorie.
A tłoki martwe i pusto w baku
I tyle wagonów wisi na haku.
Więc czemu nie rusza, czemu nie pędzi,
Czemu maszynę na kołach coś więzi ?
A temu, że z węgla do kotła żar wchodzi,
I wodę w komorach podgrzewa, nie chłodzi.
I grzeje bąbelki, co w wodzie buch, buch,
Aż pary prężności pojawi się duch.
Ten duch, co się rurami do tłoka przeciska,
A tłok wraz z tłoczyskiem na dwie strony wciska
I z masą się para bierze za bary,
Wraz z tłokiem przesuwa żelazne wiązary.
To belka stalowa nie raz hartowana,
Na czopy nabita, do pchania, ściskania,
Gdy koło z wiązarem raz w górę, raz w dół.
Stąd moment na kołach tak silny jak wół.
Lecz tak się nie stanie. Będziecie, więc stali.
Gdyż węgiel wynieśli, zamknęli, zabrali.
I choćbyście żagle dopięli z łopotem,
Sto razy sprężynę kręcili z hurkotem,
Siadł ktoś na dynamo i się natężał,
Bez węgla, bez pary - nie ruszy ten ciężar.
Wie to kolejarz, który stanął w półkroku,
Pokręcił głową, podparł się w boku.
Nic nie rzekł.
Rzekł za to dzięcioł i w lesie zastukał.
Kolejarz westchnął i w czoło popukał,
A tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!...