Moje serce
bezlitosnymi szponami,
niech krew zbryzga twoją twarz,
pełną miłości.
Wyszarp moje mięśnie,
ostrożnymi palcami,
niech ścięgna popękają,
jak ostanie pajęczyny jesienią,
jak cienki lód.
Połam moje kości,
brutalnymi ciosami,
niech wyłamane żebra,
ustąpią niby klatka,
przed warczącą bestią,
dotychczas zamkniętą w środku.
Przyjrzyj się mojemu sercu,
wielkimi, struchlałymi oczami.
Niech jego mrok oparty
na setkach wrzecionowatych nóżek,
pochłonie twój umysł.
Niech jego ostre szpony, zęby,
przerażą cię śmiertelnie.