Chmury
Dopasowany jest do gleby w rozmiarze idealnym, oddalonym od siebie.
Nie uderza na raz taflą wody,
zmasowanym chlustem pięćset ton,
to nie tak.
To zniszczyłoby klony i tawuły w ogrodzie,
po prostu jest jak może być.
Rozpada się w przezroczystość rozkloplonych
cząsteczek drobin, wątłe wodne kołowrotka niteczki, jak szmer.
W obłokach są jeziora i woda wylana,
a może to było mleko?
Już nie wiem.
Stokrotki, ślazy zaniedbane, majowe burze duszne potem w rozgrzaniach minionych tej wiosny.
Parowały boiska i deski na ławkach,
tam Mamy na nich siadały- przecież wiesz.
I krew też, gdy kolanami załatwialiśmy swoje sprawy,
a potem o niczym już nie było mowy.
Uschnięty bez.
Łzy i ślizgawki zmieniają swój stan,
woda drzemie obok nasadzonych porzeczek złotych.
To wniebowstąpienie w absolutnie czystej postaci,
szusy, upadki, drobne kosmyki i pukiel traw.
Świat wciąż wymaga bicia kolejnych rekordów.
Chmury zadziwiają szaleństwem form,
niczego nie chcą. Są.