*** (Boże ulepiony...)
z mojej słabej wiary,
wijącej się,
jak gałązki winogron
po zmyślnych
podpórkach…
Zawsze wierzyłem,
że musisz istnieć,
chociażby jako puste miejsce
po sobie
albo
jako pytanie,
nieznośnie prawdziwe,
jak ja sam.
Przesuwając palec
wzdłuż świętych tekstów,
nuciłem hymn
na chwałę istnienia,
wierząc,
że życie lepsze jest
od śmierci.
Czasem wydawało się,
że widzę Ciebie,
jak przemykasz,
opuszczonymi bezdrożami
Drogi Mlecznej,
z lekko kpiącym uśmiechem,
bez togi,
ubrany w strój
raczej sportowy,
w sam raz
do robienia psikusów,
co nietrudne dla kogoś,
kto prawie nie
istnieje.