Powstanie warszawskie
licealiści i ich dziewczyny, kobiety,
mężczyźni, w mieście nad rzeką,
zanim lato zgasło, gdy gołębie poderwały się,
jak na rynkach innych stolic.
Wrócili do miejsca, gdzie było miasto,
już bez życia i dziewczyn,
cali ze zdziwienia, krwi i podniosłej literatury,
z pustymi, dymiącymi miejscami
po oczach, sercach i imionach,
gotowi do muzeów i sanktuariów.
Wyszedłem spokojny, wykonać wyrok,
Komendancie Bór, czas na Pana.
Kula w łeb.