w rozgrzanym powietrzu faluje wyobraźnia
spacerując sennymi uliczkami
albo roztapia w słońcu godziny.
siga, siga* - szepcze do ucha
i czeka aż lekki wiatr
poniesie zapach spokoju,
z nutą czosnku i oliwy.
domki wspinają się po zboczach,
a twoje oczy po piersiach
uwolnionych od konwenansów,
falujących niespiesznie
przy każdym ruchu dłoni,
które nabierają mezedes*.
karmisz się tym widokiem,
popijając winem ze szklanki.
papierowe obrusy,
niewzruszone plamami,
podrygują w jednorazowym tańcu.
rozmowa płynie w kierunku wieczora.
słowa kołyszą łagodnie
niczym łódki zacumowane u nabrzeża.
płynność przenosi się w biodra.
* mezedes – danie „na jeden kęs”.