DŁUGOPIS
To już koniec.
Potrzeba wypisania się
zwiastuje pokalane poczęcie mojej kapitulacji.
Ostatnie tuszowe ‘nie’ umiera żywcem
w przezroczystej trumnie wkładu,
kiedy spadam z urwiska niezgody w przepaść zgody.
Wypchnięty serdecznym palcem
poza ostatnie linijki oporu najbierniejszego z możliwych.
Mokradła prześcieradeł uschną powieszone na sznurze
ale ich kolor nie uchroni przed otrzęsinami
ze strony kukieł przedrzeźniających odmieńców,
którzy moczą się na jakiekolwiek zdanie czasu zaprzeszłego.
Pojednawczymi gestami odrąbanego języka.
Dla pewności mam buzię zamkniętą na kłódkę,
kiedy przedszkolna krajzega oddziela środkowe palce
od dziecięcych rączek.