Motto - bo i cóż to za szczęście które ulotne nie jest? (1997)
Czy to na pewno szczęście?
Niedowierzamy,
ale boimy się dopytać.
Chociaż szukaliśmy długo zmęczeni, spoceni.
Dystansujemy się od niego.
A przecież liczy się każda chwila!!!
Człowiek zwykł sobie wszystko nazywać,
więc sępy domysłów porozrzucały jego strachliwe myśli
po wielu stronach lustra.
A szczęście ?
Ono za pan brat z losem,
chodzi jak chce – samopas.
Mądrala!
Dla niego czas jest niczym,
a oddanych wielbicieli będzie miało zawsze.
Przychodzi za łatwo,
albo nie przychodzi wcale.
Przychodzi powoli,
lub tylko mignie przed oczami.
Niesforny młodzik ,
który ciągle bawić się chce.
Kosztem ludzi.
Przybiera różne formy i postaci:
talerz strawy, fotel w biurze, wódki morze...
Ale niematerialne jest.
Nie da się go przykuć do drzewa.
Znika nagle okrutnie znudzone;
dziwne że my się z nim nigdy nie nudzimy.
Lecz to jest tak – myślimy, że jest stałe.
Wybrani, dumni ostentacyjnie odliczamy spędzone z nim godziny.
Bo szczęście nie lubi,
gdy ktoś liczy minuty, pieniądze.
Ono ma naturę hulaki i obieżyświata.
Ponadto jest jedno, same.
A oczekujących zgoła sześć miliardów...
I wszystko byłoby w porządku,
gdyby chociaż raz rzuciło na odchodnym:
„Bywaj! Do następnego razu !”
Lecz szczęście nigdy nie powie... .
Zarozumiałe dla postronnych.
Karci nas za niedowiarę
i za próbę przekupienia go,
aby zostało na zawsze.
Wyglądamy z okien naszych przyzwyczajeń
czekając nie Godota.
Cierpliwość szlifuje naszą wiarę.
Na upragniony ułamek sekundy
pomiędzy zamknięciem i otwarciem oka.
Nie popełnimy tych samych błędów.
Wynajmiemy zbrodniarzy do zabicia czasu.
Będziemy czekać, czekać i czekać.
Aż przyjdzie... Godot.
On nam pomoże.
On nas wysłucha.