Wiersz o upadaniu
W okresach świątecznych
Dokładam mu po kilogramie na każde z ramion,
i zwiększam obciążenie tułowia o 2 kg.
Modeluję sylwetkę
aby dobrze wypaść przed Weronikami
robiącymi sobie ze mną sefie.
Zalany dotlenioną krwią,
Promieniejący blaskiem błyszczących endorfin.
Trener personalny o imieniu Szymon
pokazuje mi jak ćwiczyć i jak go nieść,
aby nie przeciążać jednej strony.
Wiem, co to upadki, porażki, nieudane próby.
A jednak zawisnąć chciałbym na pudle.
Liczę na to, aby być w pierwszej Trójce.
Byleby nie być ostatni. Nie mogę iść do nieba ostatni.
Przecież trenuję.
