Γκάγια. Prawdziwe stworzenie kwiatów
Nagość i spiekota pomieszanych myśli.
Nie wiadomo skąd wziął się wiatr,
chłodzący rozpaloną skórę i oceany wrzące z pożądania,
gdy spadną ulewą na wzbierające, bliźniacze wulkany.
Lawa ciecze krwiobiegiem
w tętnie kolejnych miliardów lat od przebudzenia.
Parowanie ciał i deszcz, zraszający
wilgotniejącą bieliznę obłoczną, gotową zmienić się w burzę.
Rzęsa na stawach mórz.
Oczy.
A w letnie przesilenie poszukiwania w gąszczu paproci.
Przypływy plam księżycowego cyklu, zalewające brzegi
i wychodzące na brzeg dla zaczerpnięcia oddechu.
Na dnie ośmioramienne mięczaki produkują atrament.
Zapisuję nim zaklęcia.
Podaruj kwiaty. Podaruj kwiaty. Podaruj kwiaty.
Zasypuję pyłkiem wyczarowane błonia.
Małą śmierć wyzwalam piorunem
rozłupującym właśnie powstałe drzewo
pełne różowych, motylich płatków wiśni.
Gdy dojrzeją, upiję Ciebie owocowym winem.
Gaja jest matką nie tylko kwiatów.