„Posłaniec”
Ileż promieni jego odbitych
pozostało w mych smutnych źrenicach...
Ileż uczuć zostało tam skrytych…
Gdy tak wschodzi na niebo jaśniejąc,
rozświetlając mroki nocnej pustki,
stoję jakby wcale nie istniejąc,
poszukując z nicości przepustki.
Na jego bladym obliczu szukam
cienia śladu Twojej obecności.
Swoim spojrzeniem ciągle go brukam,
licząc na odrobinę radości.
Nasza skrzynka do tajnych kontaktów,
w pewien wieczór tak uzgodniliśmy.
I choć więcej mieliśmy tych paktów -
tego jednego dotrzymaliśmy.
Rozdzieliły nas ziemia i morze,
rozdzieliły nas ludzkie wybory.
Świat utracił na swoim kolorze
i wydaje się być jakiś chory.
Księżyc co noc wędruje po niebie,
a ja go śledzę wzrokiem skupionym,
wypatrując sygnału od Ciebie
z papierosem na wpół wypalonym.
A nad ranem pożegnam posłańca
z utęsknieniem na wieczór czekając.
Znów zaproszę go wtedy do tańca
wspomnieniami się znów upajając.