Na łodzi Charona
gdzieś na peryferiach umarłego miasta
zobaczyłem smutek bez cienia radości
jak się w moją duszę korzeniami wrasta
Po przeciwnej stronie wczesnym karawanem
podążało życie w przerośniętej trumnie
a dębowe drzewo ścięte dziś nad ranem
szyderczym uśmiechem szeleściło dumnie
Łzy jedynie miały komfort ponad miarę
wiły się z rozpaczy przed obliczem Pana
przepełnioną gorycz duszy swej za wiarę
cedziły przez sito do białego rana
Oddzielone światło od wiecznej ciemności
poprzez pierworodne wypędzenie z raju
na łodzi Charona w piekielnej skrajności
powróciło dzisiaj do swojego kraju