Fantazja
grunt to się odważyć.
Skakałam przez przeszkody,
szukając swobody.
Skakałam przez płotki
w wakacje u ciotki.
Skakałam na skakance,
topiąc w dziegciu szklance
obiekt swoich marzeń,
przypadkowych zdarzeń.
Kocham takie stany
gdy wyjść mogę z ramy.
Lepiej wyjść i wrócić
niż z losem się kłócić.
Po co kusić przeznaczenie,
lepiej się zamienię
z tym sąsiadem z dołu,
zwieję po kryjomu,
na sam koniec świata,
będę tam bogata.
Upiję się rumem
lub własnym rozumem.
Nocy wyrwę serce
nie da mi nic więcej.
U sąsiadki z przeciwka
upadła pokrywka
tłucze się po gresie
aż się echo niesie.
Prysła wizja z wyspą
od tego hałasu,
no cóż teraz nawet
nie pójdę do lasu.
Szanty sobie włączę
i szklankę napełnię,
i w ten oto sposób
wieczór uprzyjemnię.
Potem zacznę liczyć
pelargonii liście
albo może barany
klnąc przy tym soczyście.
Całkiem dziwnie się plecie
dziś na Bożym świecie.
Cóż więc w tym dziwnego,
że nie kumam tego.
Szukam wątku w głowie,
posadzę go sobie
jak bratek pachnący
albo groszek pnący.
Przyozdobią kwiatki
mych myśli rabatki.
Może w sennej myśli
puenta mi się przyśni.
Jeśli nici z puenty,
w wyrazów zakręty,
wjadę jawnie lub skrycie
no cóż, takie życie.
Lubię pływać żabką
w słownym dobrobycie.