Góry
i złudnie niewinne w swej bieli,
na zgubę mało rozważnych
turystów niedzielnych.
Ubrane w zieleń kosodrzewiny,
smukłych świerków i sosen.
Welonem mgły przykryte rano,
połyskujące topniejącym śniegiem.
Wystawiające zoraną zmarszczkami twarz
ku pierwszym promieniom słońca.
Pełne wspomnień
zostawionych w szczelinach i na skalnych półkach.
Dźwięczące łańcuchami katorżniczej wędrówki.
Halnym wytargane za włosy.
Deszczem zroszone jak łzami.
Coraz to inne pokazują oblicze.
Dają poczucie wolności i uczą szacunku.
Skamieniałe serce świata,
bijące rytmem serc wszystkich tych,
którzy zostali na szlaku.
Głuche na zawodzenia wdów i sierot.
Ilu żyć potrzeba, by ich serce
bić mogło wiecznie kamiennym rytmem?