Rocznica rozwianych skrupułów
Wiatr znów rzępoli tango w kominie.
Kajtek sąsiadów zaszył się w budzie,
choć dzik buchtuje ściółkę w dębinie.
Michał w laptopa ekran wpatrzony,
a myśl podąża gdzieś śladem Weny.
Z chęcią by skopał im z każdej strony
korpus, a także cztery litery.
Ręka wyrywa się by nadusić
klawisz, rodzący rym i proporcję,
lecz on niestety nie chce, lecz musi
wersom urządzić krwawą aborcję.
Pewnie napisałby o konkretach
i o drożyźnie dołożył słowo,
dusza w nim kipi, wszak to poeta,
rozkojarzony jednak chwilowo.
O deficycie coś by dorzucił,
z wyników spółek lekko by szydził
i to że premier nas bałamuci,
stosując prawo jak on je widzi.
Że inwestycje cierpią na kaca,
czerwoni dzieci mamią w rozpędzie
i się w ogóle nic nie opłaca,
a forsy nie ma, oraz nie będzie.
W szpitalach bida z nędza się wadzi,
chciwi lekarze władzy podpadli.
Ministra zdrowia nic nie poradzi,
bo jej pisowcy różdżkę ukradli.
Sypnąłby pewnie gradem naboi,
wskazując całą podłości listę,
ale niestety, w końcu to swoi,
a własne gniazdo musi być czyste.
Żeby skrupułów osuszyć kanał
i wesprzeć nastrój, dla niepoznaki
dał „Republice” wielkiego bana
i telewizor wyrzucił w krzaki.
Rano popatrzył do statystyki,
a tam wspaniałych konkretów rzeka.
Wszystkie cudowne, wprost z Ameryki.
Wszak premier swego tam ma człowieka.