bez postać
miłość nie zna granic
rozsadza horyzont świata
pęka w dłoniach jak promień
którego nie sposób zatrzymać
jakby samo niebo
rozbierało się z cienia
żeby znów zobaczyć siebie
jakby światło
chciało dotknąć swojego początku
nie da się jej stłumić
bo rodzi się z ciszy
która pamięta krzyk stworzenia
z drżenia
gdy światło dopiero
uczyło się wypowiadać ciemność
chcę kochać
i kocham
jak ogień
który nie prosi o tlen
jak ocean
który nie szuka brzegu
jak sen
który śni sam siebie
jak puls wszechświata
który bije w sercu atomu
jak światło
które spala się
na ustach poranka
jak rana czasu
która nie chce się zabliźnić
bezszelestnie
bezgranicznie
bezwarunkowo
bez zazdrości
bez cierpienia
bez końca
bez oczekiwania
bez przywiązania
bez analizowania
liczy się tylko bez
liczy się tylko to
co zostaje
gdy odejmiesz już wszystko
ciało
strach
pamięć
imię
zostaje światło
co mówi twym głosem
ciężar dłoni
kładzionej na pustkę
rozszczepiony
na czułość
i ciszę
która ma twój kształt
jak odbicie duszy
w tafli nocy
czy jeszcze jesteś
czy tylko światło
uczy się milczeć
po tobie
