Pieśń zmierzchów wieczornych lub Prośba do Stwórcy świata tego
Za mgłą smętnego oczekiwania,
Do stóp się łaszą myśli zbyt ciche,
Duszy tej, co nie zmogła kochania.
To, co jest,
A co być nie może,
Uchroń i daruj,
Boże!
W nas się rozmywa oddech cierpienia,
Co miłości być pragnął westchnieniem.
Przez warg szczelinę chciał dotknąć serca,
Które zabiło całym istnieniem.
To, co jest,
A co być nie może,
Uchroń i daruj,
Boże!
Jesteśmy senne, jesteśmy zimne,
Jak ciało szczęścia bardzo odległe,
To nieogrzane, nieutulone,
Nocą ciemną pragnieniom uległe.
To, co jest,
A co być nie może,
Uchroń i daruj,
Boże!
Chodźcie tu do nas ognie gorące,
Skryjemy wnet blask waszych płomieni.
W chacie przytulnej, w kniei ukrytej,
Niechże się radość w oczach rumieni!
To, co jest,
I co być może!
Uchroń i strzeż,
świata tego Boże!