Kosmicznie
w obrotach ciała niebieskiego,
co bieg materii naszych ku sobie zbliżyło,
oddal się,
tak cicho, jak oddajesz mi bezkres swych myśli.
Umknij bezgłośnie,
nim spojrzeniem mym znów cię pochwycę,
bo nazbyt otwarta jest przestrzeń twej duszy.
Na śladach mojej wędrówki stóp kształtnych nie stawiaj,
obecność stać by się mogła przez drobne atomy,
cząstkowa bliskość rozbłysłaby nukleonem tęsknoty.
Nie pragnij głębi ni przenikania,
jedności chwili w miejscu zastygłej,
byt mój to tylko spadająca gwiazda.
Zapomnij o melodii dotknięć,
o dźwiękach rozkoszy,
gdy struną czułą mi byłaś,
napiętą w mlecznym westchnieniu,
od świata mego, ku twemu biegnącą.
Pamiętać nie chciej błękitu nieba,
co w oczach spochmurniał od zamyśleń granatu
i nocą zasrebrzył się księżycową
w pocałunku ciał... niebieskich.
Nie chciej,
nie pragnij,
nie tęsknij za kosmiczną katastrofą.