podzwonne
cicho . głucho . nieprzyjemnie
echo wpadło do przerębli
smętny szept uleciał ze mnie
pośród zimnych snów się kłębi
i jak stado węży wpełza
gdzieś pod skórę mimo woli
zaczerniając mowy piękno
zimną wodę w siebie chłonie
a ja siedzę jak postument
oczekując na cud światła
który włożą mi do trumny
ci dla których mrok okradłam
- coś -
wszystko do czego dążymy przepadnie
zniknie jak oczu ostatnie mrugnięcie
a wartość słowa popłynie na dno
w miejsca gdzie trudno sięgnąć pamięcią
wszystko to na nic . na chwil zaledwie
krótkich jak jedno życie człowieka
który na siłę chce zdobyć pewność
że prócz enigmy coś jeszcze czeka
a więc dążymy z góry pod górę
przez morskie sztormy i ciepłe fale
nic że przepadnie . póki się żyje
coś nas popędza dalej i dalej
- aksamitka -
popłynęła myśl swobodna
nad dachami latarniami
w których świetle ćmy tańcują
z pyłu tkając snów aksamit
a ja miękko otulona
gonię trwonię w ciszy mroku
tą co płynie jak szalona
w gwiezdnym pyle tkając spokój
i jak ćma pocieram skrzydła
o brzeg luny roziskrzony
eterycznie i lirycznie
kończę tkając tu androny
ale jeśli myśl tę złapiesz
nad dachami latarniami
piórem zapisz ją na karcie
atramentem jak aksamit
. pozdrawiam WAS kochani .