osocze
gdzie się słońce chowa przed nocą zbyt ciemną
staniesz się jedynym zaistnienia panem
i na całą wietrzność pozostaniesz ze mną
na mchu ci wyścielę tajemnice nieba
a z kwiatów uwiję kołdrę na straszydła
abyś już na zawsze miły mógł się nie bać
miłości dla której chowam w gąszczu skrzydła
na nich odlecimy kiedy słońce wstanie
aby noc rozjaśnić malinowym smakiem
który nas osoczy na leśnej polanie
na skraju wolności . pozazdrośćmy ptakom
wszak wietrzność je niesie gdzie oczy zapragną
a czas skrzydła gładzi nieznaną melodią
więc gdy mnie odwiedzisz gotowa'm przygarnąć
w twoich smutnych oczach duszę uczuć głodną
.
jak ćma lecę wprost do światła
jeśli zginąć to z miłości
która moją duszę skradła
i nie daje myślom pościć
wciąż prostuje skrzydła w mroku
pokonuje przestrzeń śmiało
widząc iskrę w twoim oku
pragnie schwycić słów niestałość
by inkaustem je rozświetlić
w jeden wers na wskroś liryczny
pozwalając śmierci przeżyć
stan nieziemsko euforyczny
.