W niebieskim domu nie słychać już śpiewu ptaków
Zabiłam cię,
a oto szczątki twoich ostatnich słów;
marzyłeś o byciu chirurgiem,
mechanikiem samochodowym, artystą,
reżyserem, koszykarzem i psychologiem.
Twoje zdanie zmieniało się
jak pogoda za oknem;
raz deszcz, raz grad, raz słońce, raz tęcza,
raz... cisza.
Byłeś wyjątkowy. Wrażliwy. Niesamowity.
A ja cię zabiłam.
Poduszką.
We śnie.
Nie cierpiałeś.
Nagle stałeś się zimny, dziwny, kruchy.
Zupełnie pusty i smutny
jak nie ty.
Ptaki nigdy już nie odwiedziły
niebieskiego domku na drzewie,
a papierowe samoloty
prosto z fabryki spod twoich rąk
nie wylatywały w przestrzeń;
nie zawył nawet dzwon w kościele
i nie modlili się za ciebie -
zupełnie jakbyś nie istniał,
a byłeś przecież prawdziwszy w mojej głowie
niż każdy człowiek z tętniącą pod skórą krwią.