Szeptem o listopadach
W poległych od wzniesień - dotkniętych niemocą
szeptach, co niegdyś twe imię zdradzały,
wróciło wrażenie, że znowu mogą
powstać z umarłych -
to listopady.
Tlą się i grzeją - od kości po lędźwie,
wlewając w głąb ciała zapęd niemały;
nim śnieg pokryje aleje jesienne,
zdążę raz jeszcze -
to listopady.
A gdy w ciemności odnajdę wreszcie
drogę, co łzami do sedna utkały,
udam, że żyję, że wciąż tu jestem,
gotowa na ciebie -
to listopady.