Nie mów
potem skleja je w godziny,
które lecą jak motyle
nad zielenią połoniny.
Złoto w srebro wciąż przemienia,
las jak dawniej już nie szumi,
dnia mniej coraz, a westchnienia
szal wełniany z lekka tłumi.
Za oknami biel zaspana,
choć wciąż brzęczą gdzieś gitary.
Proszę, nie mów mi kochana
tego, że już jestem stary.
Przestań szukać nowych zmarszczek,
które żłobią niepogody.
Daruj szczęściu cztery grosze,
bym dla ciebie był wciąż młody.
Nie mów o mnie pan sędziwy,
bym mógł znowu letnią nocą
kraść owoce białej śliwy,
i w księżyce strzelać procą.
By jak nie chcę wciąż się chciało,
żeby żyć wciąż było po co
i by serce nie zaspało,
na włóczęgę przed północą.
Powiedz „jesteś jak nurt żwawy”
i że czas jest mi życzliwy,
chętny zawsze do zabawy,
tylko nie mów żem leciwy.
Chcę być ciągle chłopcem twoim.
Cóż że lata rzeką płyną,
tak czas serca nam zespoił
i bądź zawsze mą dziewczyną.