swaWOLNA

*Brak interpunkcji - zamierzony
pomiędzy drzewami
roztętniona kopytami
wśród dzwonków konwalii
stanęła wryta nad przepaścią
rżąc doniośle na krawędzi
urwiska ruszyła
galopem ku stadu
Parująca biel grzbietu
o zmierzchu odbijała
ostatnie promienie
słońca zbłąkanego nad
mglistym lasem przygotowując
grunt pod platynę księżyca
Gnała łamiąc bezlitośnie
suche konary zaplecione
w soczystym mchu
okalanym pledem liści
Na widok tabunu
zarżała ponownie gardłowo
przyspieszając w odwrotnym
kierunku rozgrzewając
pęciny do czerwoności
***
Stał spokojnie na polanie
obserwując spektakl
niepokornej duszy
zaklętej w dynamice
nieograniczonych możliwości
Dysząc ciężko
obrała prowokacyjnie
kurs wprost na niego
wprawiając w drżenie
swe parujące chrapy
tracąc ostatki śliny
zbliżała się nieuchronnie
Nie drgnął
oddychał spokojnie
zamknął oczy
gdy przebiegła z impetem
nawet nie musnąwszy go
powiew pędu otulił jego ciało
Usiadł nad strumykiem
z którego piła zachłannie
poklepał ją obserwując
pracę napiętych mięśni
wsłuchiwał się
w łagodne pomruki upojenia
- Wariatka... Kiedyś się roztrzaskasz...
Opadła na chłodną trawę
tarzając się niczym źrebię
...zwiastujące kolejny galop...