Mała kobietka i James Bond…
Okno z kuchni wychodziło na zadrzewiony plac, odzielający kamienicę od ruchliwej ulicy.
Solidny, szeroki parapet służył kotce Ami do wylegiwania się, a mojej córce do zabawy.
Siadywałyśmy na nim i tam mała Gabrysia poznawała pierwsze arkana matematyki: Liczyła drzewa, ludzi, parasole, kolory - dosłownie wszystko.
Kiedyś, ja zajęta gotowaniem obiadu, podsłuchiwałam jej rozmowy z lalkami. Nagle zakrzyknęła:
- Mamuś, mamuś! - Zobacz! - James Bon tam idzie?
Podbiegłam do okna i zdębiałam. - Wypisz wymaluj sobowtór Pierca Brosnana szedł na wprost okna.
My kobiety, już od maleńkości znamy się na ciachach…