Słowa
que tu sèmes au vent
Mówiłem wczoraj i mówię znowu
słodkości ciche.
Mówię -- lecz wieje przeciw mym słowom
jesienny wicher
i głos wmieszany w ryczące fale,
nie może ucha Twego odnaleźć...
A Ty mi na to powiesz znienacka,
że mówię mało
i chcesz bym oplótł mową jak macką
Twe drżące ciało.
W słowach-pieszczotach mam Cię rozsłuchać,
mają Cię gładzić po nagim brzuchu
słowa tęsknoty, i słowa wyznań,
w słownym bukiecie,
te słowa właśnie, które mężczyzna
winien kobiecie,
słowo na jutro, słowo na teraz,
słowo, co uda Twoje rozwiera...
Czemu, gdy znajdę w Twojej przystani
zimowe leże,
z trudem wyłażą z drewnianej krtani
słowa jak jeże?
Gdy do Twych piersi tulę się z bliska
jakie mi łapsko gardło zaciska?
W świt znów odpłynę mgłą zachlapany
bladoróżowy,
z dala od Ciebie znowu się stanę
mistrzem wymowy.
I znów z pokładu na fale spadnie
tłum słów szarpanych wiatrem bezradnie...