kości i piach
a ja swoje smutki
na twojej zagrodzie
posadziłem w cień
zanim się dobudzę
pragnę opowiedzieć
jaki w nocy miałem
dosyć dziwny sen
robi się nieznośnie
na ostatniej prostej
życie nadal chłosta
z nieba leje deszcz
w niewielkiej stodole
wymoszczono słomę
słychać było szmery
rozeszła się wieść
dalej wciąż płyniemy
wylewając żale
ziemia już nie chłonie
gorzko-słonych łez
mijamy granicę
naszej codzienności
pochylamy czoła
łasząc się jak pies
obraz pod powieką
tnie języka ostrze
rozmazuje kształty
dotyk cudzych rąk
jak żywe pochodnie
białe i czerwone
bukiet ognia płonie
zaciskając krąg
światła purpurowe
w oczach nie ostygły
dym widłami chłonie
ornamenty słów
wiatr unosi dreszcze
porywa zmartwienia
kradnie czasoprzestrzeń
czapki zrywa z głów
bez sensu mówiono
nic z tego nie będzie
że nie warte grzechu
że, to tylko strach…
klawiatura pięści
toczy bój zacięty
pośród ruin kości
przesypuje piach