Mit o odtworzeniu świata
Plugawy okrzyk żołnierski coraz rzadziej wybuchał
i słabiej łąkę zwęgloną rwetes bitwy bezcześcił.
Ostatni obrońcy ojczyzn już wyzionęli ducha,
dym opadł. I ziemia cicho westchnęła, że nareszcie...
Widziałem: na rzece pełnej krwi promyk słońca błyszczał,
i czułem: deszcz z ciężkiej chmury spływał na lasu zgliszcza,
i jeszcze wschód się czerwienił, i jak pochodnia płonął.
Przez ściółkę czarną jak żużel przebiegło spazmem drżenie,
wzbudziło rwącą tęsknotę w nasionku niespalonym,
by dalej... i wyżej... w niebo, rosnąć! pęcznieć! do dzieła!
dymiące pogorzeliska w zielone puszcze zmieniać...
bociany sadzać na dachach...
Wtem wyrósł z niego kiełek.
Ukryty nieznany tropizm na wolność go prowadził,
wodą zmieszaną z popiołem odżywiał się i sycił,
namacał trup generała, wzrósł na jego rozkładzie...
I znów zwyciężyło życie!