Pieśń o wyspach szczęśliwych
Chmura pluła mżawką podłą,
słońce szpadą ją przebodło,
teraz czerwień z zaskoczonej chmury kapie.
A nasz szkuner ledwie żywy
poszukuje wysp szczęśliwych,
które tkwią jak byk na każdej morskiej mapie.
Stary liczył do kolacji
deklinacje i dewiacje,
Pierwszy sterczał nad busolą niby struty:
bezmiar fal melduje oko,
sonda krzyczy, że głęboko.
Gdzie te wyspy, które być powinny tutaj?
A na tych wyspach w rzekach płynie wino,
na drzewach rosną perły, tylko sięgać,
żeglarzy wciąż niesyte są dziewczyny --
czytałem o tym w starożytnych księgach.
Tutaj się kończą mgłą zbryzgane dale,
stado łakoci samo w gębę wlata,
w telewizorze serial za serialem,
tu można wreszcie przestać być piratem...
Dni i noce grają w berka,
piwa łyk ląduje w nerkach
i na wachcie po dawnemu czas się dłuży,
gdy szukamy wciąż od nowa
wysp szczęśliwych, wysp widmowych,
wysp, na których osiągniemy kres podróży.
Czasem ktoś nam okup płaci,
w końcu ciągleśmy piraci,
na nasz widok kogoś strach ogarnia blady,
ale tak się jakoś stało,
że łupimy bez zapału
i wolimy śpiewać tęskne serenady
o wyspach w ptaki zasobnych w dwójnasób,
gotowych ćwierkać nad głową wysoko,
o dobrych wyspach, gdzie strumyki czasu
nie gnają w wieczność, jakby było dokąd.
Wysp rozmaitych znam na morzu wiele --
każda przeraża samym swym wyglądem,
lecz kiedyś znajdę szczęsny archipelag,
tam w główkach portu... na piachu osiądę.