Stracona okazja
A kiedy już wędrówki kres
Jest blisko, coraz bliżej,
Wejdziesz na trakt, gdzie zajazd jest:
Szynk "Pod nagrobnym krzyżem"
I nie ominiesz szynku, i
Wejdziesz, choć nie chcesz w jego drzwi.
Nie wiem w czym knajpy sekret tkwi
Tej "Pod nagrobnym krzyżem".
Szynk zawsze wolne miejsce ma
Dla pani i dla pana,
A trunki tam czekają dwa
W schłodzonych, starych dzbanach.
Dwie są też karczmareczki, a
Każda z nich jeden dzbanek ma
I leje, abyś pił do dna,
Byś z jej pił trunek dzbana.
Jedna powiada: Twoje dnie
Mijają. Popatrz w okno!
Gdzie są kompani twoi, gdzie?
Ja w dzbanie mam samotność.
Napoju tego tobie dam.
Wypij do dna, bo będziesz sam.
Ja słodko-gorzki trunek mam,
Co zowie się samotność.
Zaś druga mówi: Tu, czy tam
Ja zawsze cię dogonię,
Bo jestem Śmierć. A w dzbanie mam
Napój, co zwie się koniec.
To najprzedniejszy trunek jest,
Da ci on wszystkich zmartwień kres,
Wszystkich kłopotów, bólów, łez...
Likwor, co zwie się koniec.
Łyknąłem samotności, gdy
Karczmarka dzban podała,
Do Śmierci zaś się zwracam: Ty
Poczekasz jeszcze mała,
Lecz trunek twój skosztuję też,
Wszak sama o tym dobrze wiesz.
A ona na to mi: Jak chcesz.
I cicho się zaśmiała.
Wstałem, zrobiłem krzyża znak,
Pięknie podziękowałem,
Lecz wciąż mnie kusi końca smak,
Którego nie poznałem.
I sam przez życie teraz brnę
Na swą głupotę wściekły, że
Była okazja, a ja się
Bałem. A ja nie śmiałem.
.