Niewydarzony anioł
Był z niego drania kawał:
Pożyczał - nie oddawał,
Aż w końcu zszedł na zawał.
Gdy stwierdził zgon konował
Nikt tym się nie przejmował.
Ktoś z łaski go pochował.
Bez księdza i bez popa.
Grabarz mu dół wykopał
I mruknął: Szkoda chłopa!
A on już był wesoły
W niebiosach, gdzie anioły
Posłały go do szkoły.
Uczą w niej już od rana
Śpiewu na chwałę Pana
Oraz gry na organach.
Lecz on się nie nauczy,
Chociaż święty Piotr kluczem
Ciągle po łbie go tłucze.
Ot, tępa jest ofiara,
Mimo, że święta Klara
Usilnie tak się stara.
Więc łyknął ciut jerezu
I szepnął tylko "Jezu,
Ja chcę do klasy jazzu!
Bo tam mój głos przepity
Będzie budził zachwyty.
Słuchać mnie przyjdziesz i Ty."
A więc panie, panowie,
Choć nie żyje już człowiek,
Wypijmy jego zdrowie!
Pijmy do dna w zadumie.
Niech śpiewa tak, jak umie,
Bo biedny to gość w sumie.
.