Znów przyszła jesień i okna umyje...
by móc zaglądać do wnętrza przyczepy.
Przyszło z nią wietrzysko,
a raczej przybiegło,
rozrzucając po drodze z drzew niektóre liście.
Mimochodem zaczynam wspominać modlitwę,
którą wyszeptałem lat temu dwadzieścia
w krakowskim kościele nawrócenia Szawła.
Wtedy też życie skraplało się dżdżyście
w codzienny niedosyt wrażliwego serca.
Prosiłem o dużo
– może o zbyt wiele...
Prosiłem, by Bóg wziął
życie me w Swe ręce.
Teraz więc siedzę
w małej, zimnej, cichej pustelni,
do której szedłem szlakiem pełnym
pokrzywionych wierszy.
Mimozami znowu jesień się zaczyna,
a na ustach spękanych ta stara modlitwa,
którą wraz z wiatrem przyniósł tu stróż anioł:
Bądź wola Twoja, Ojcze!
Bądź wola Twoja. Amen.