Księga króla wiatrów cz6 z?
-I co o tym wszystkim myślisz? - Eltin nagle usłyszał zza „pleców” głos Nirina z północy, tego ze swoich przyjaciół, którego od zawsze cechowała ponad przeciętna umiejętność logicznego rozumowania. To on zawsze pierwszy rozwiązywał wszelkie zagadki i wyjaśniał to co na pierwszy rzut oka zdawało się nie do wytłumaczenia.
-Nie wiem. Myśli mi się plączą. Może i król powiedział słusznie by odpocząć. Jutro przyniesie nową energię i nowe pomysły -odparł przygnębionym tonem. -A co się w twojej głowie zrodziło? -zapytał z nadzieja spoglądając na przyjaciela.
-Trzeba lecieć. Nie można więcej czekać. Elie jest zmrożona na kamień, a sam przecież dobrze wiesz, że wiatr który się nie poruszy przez trzy dni umiera. Oni tu będą siedzieli jak skauci przy ognisku i pewnie jeszcze zaczną jak zwykle się kłócić, a tu każda chwila ma znaczenie. Polecimy tam i zobaczymy na miejscu co się da zrobić. O wschodzie słońca będziemy już przy wyspie. Damy radę, przecież z każdej zagadki jest jakieś logiczne rozwiązanie. Tylko trzeba je znaleźć -powiedział tonem który zasiał w sercu Eltina rozkwiecony łan nadziei.
-Dobrze to zbieram się. A co dalej zobaczy się na miejscu- odparł narzeczony Elie i już by odleciał gdyby nie nagłe słowa Nirina.
-Spoko, jeszcze zdążymy przed świtem. Nie myśl że ciebie zostawię samego. W końcu przyda się tam ktoś kto rozsądnie myśli.
-A i my też się przydamy, -odezwały się głosy Redina z południa i Aldena z zachodu, którzy z boku przysłuchiwali się tej rozmowie.
To widzę że jesteśmy w komplecie -stwierdził z nieukrywana radością Nirin. -By dolecieć do wyspy przemytników trzeba jakieś pięć godzin, czyli mamy jakieś trzy na odpoczynek. W kimono panowie i spotykamy się o północy. Będzie dobrze -dodał dla podtrzymania otuchy na koniec.
Tak jak przewidział Nirin w pobliże wyspy dotarli z poranną jutrzenką. W blasku pierwszych, jeszcze lekko zaspanych promieni słońca oczom pospiesznie zebranej brygady ratunkowej ukazało się enigmatyczne zjawisko. W miejscu gdzie według opowieści Visena, a i dawnych wspomnień Aldena z zachodu miała być wyspa, oczom młodych wiatrów ukazała się dziwna do wytłumaczenia ściana spienionej wody. Wirowała ona w niepojęty sposób tworząc spienione kilkumetrowe fale, które już na pierwszy rzut oka odstraszały wszystkich ciekawskich zapuszczających się w te rejony oceanu. Nieostający szum, który temu zjawisku towarzyszył w jakiś dziwnie nieokreślony sposób kojarzył się z melodią starej szanty, lub też ze sprośną pijacką piosenką dobywająca się z nadrzecznych krzaków w sierpniowy wieczór. Eltin widząc to i czując podświadomie niedaleką obecność ukochanej chciał się rzucić w spienioną ścianę, pewnie licząc że zdoła ją rozbić na maleńkie kropelki, jednak na szczęście został w porę zatrzymany uściskiem Nirina.
-Czekaj szaleńcze. Czy jeden problem ci za mało? Tu siłą nic nie zdziałasz, a jedynie mogą ciebie wciągnąć pod wodę i wcisnąć do jakiejś starej butli po rumie. I co wtedy? Będziemy musieli ratować dwoje? Tu ich tańczy co najmniej setka. Poczekaj, trzeba najpierw pomyśleć, a potem działać.
-Żeby można ich stad było jakoś stąd wywabić – wyszeptał nieśmiało Redin z południa.
-Dobrze ci mówić. Wywabić, ale jak? - zapytał nerwowo Alden.
-Spokój panowie. To paradoksalnie całkiem niezły pomysł przerwał w zarodku rodząca się sprzeczkę Nirin. -Pomyślcie tylko co ich tutaj trzyma?
-Jak to co. Gorzała -odparł Eltin. -I co z tego?
-Trzeba im dać tego co tak kochają. Tylko trochę lepszego, tak by poczuli różnice w porównaniu z tą berbeluchą którą im serwuje Wersen -odparł Nirin.
-Aleś palnął jak szkwał o pustynię, aż się ziarnka piasku posypały. I skąd ty tu nagle na środku oceanu weźmiesz ekskluzywne spirytualia? -zapytał zdziwionym głosem Redin.
-Cieszcie się panowie, że waszym przyjacielem jest Nirin z zachodu. Przecież tu niedaleko przebiega szlak kontenerowców. Wystarczy się zakręcić wokół statków i waszymi wyczulonymi noskami wyczuć skąd się ulatnia zapach jakiegoś markowego płynu wyskokowego, a potem postaramy się by załoga grzecznie swoim ładunkiem podzielili się z nami. Nie ma na co czekać, no chyba że posiadacie lepszego pomysła.
-Masz rację Nirinie. Nie ma na co czekać, -przytaknął Eltin. -Zatem do boju! -zawołał z otuchą w głosie i pognali w kierunku wskazanym przez przyjaciela.
Do szlaku po którym poruszały się statki dotarli za jakiś kwadrans może troszkę dłużej jednak dopiero czwarty ze spotkanych transportowców cechował się ciekawym zapachem, mówiącym iż w kilku z jego licznych kontenerów znajduje się oryginalny francuski koniak. Stwierdził to bezsprzecznie Redin, który korzystając z najmniejszych dziurek, nawet tych w zamkach prześwietlił cały ładunek statku i stwierdził, które kontenery są w zainteresowaniu zwiewnych piratów. Po chwili cała czwórka zakotwiczyła się na topie gdzie zaczęła się pośpieszna narada. W to jej wyniku ustalili plan działania, który zakładał przestraszenie załogi i zmuszenie jej do opuszczenia statku w łodzi ratunkowej. Eltin wraz z Redinem mieli rozbujać morze tak, by na horyzoncie pojawiła się trzydziestometrowa fala. Alden w pobliżu statku zaczął kręcić potężny wir, głęboki na jakieś dwadzieścia metrów, który nie koniecznie sprawiał przyjazne wrażenie, a Nirin zaczął szaleć po pokładzie i pod nim zaglądając do każdego pomieszczenia i przewracając wszystko co spotka na drodze. Nic tez dziwnego że przerażona załoga z kapitanem na czele po pospiesznym nadaniu sygnału SOS, czym prędzej w szalupie ratunkowej opuściła pokład. Nirin nie szczędząc sił pospiesznie odepchnął ją w miejsce gdzie mogła liczyć na spotkanie ratunku, po czym wrócił na pokład. Niby wszystko szło jak z płatka jednak przed nimi stanął potencjalnie najtrudniejszy problem. Jak się to dostać do wnętrza kontenera. Ale po pewnym namyśle Nirin stwierdził, że jedynym sposobem na jego rozwiązanie jest przywianie z lądu sterty piachu. Zajął się tym Aldin i już za godzinę na pokładzie piętrzyła się spora kupka piasku z nadbrzeżnej plaży. Z uwagi na fakt że siły wiatrów nie stanowią worka bez dna, a wysiłek włożony w dotychczasowe działania był dość spory pracę układano sobie w taki sposób, by można było zrobić jak najwięcej, a jednocześnie odpocząć i wyrównać w jak największym stopniu wszelkie utraty energii. Opierając się na tej zasadzie dostarczonym piaskiem zajęli się Nirin z Redinem stwarzając małe wiry powietrzne, które to porwały piaskowe ziarenka i niczym tarcze ściernicze zaczęły obracać się na metalu wokół zawiasów. W tym samym czasie Eldim z Aldenem zakotwiczeni na barierce pochłaniali ciepło z intensywnie operującego słońca, zbierając energię do realizacji kolejnych zadań. Po gadzinie intensywnego wirowania drzwi w końcu odpadły i zasypanym pyłem piaskowym oczom ukazało się wnętrze wypełnione kartonami zawierającymi butelki, na których maszyna pakująca przykleiła naklejki z rzędem gwiazdek.
-Pośpieszmy się bo zapewne niedługo tu pojawią się jakieś statki ratownicze -zawołał Eldin. -Niedawno widziałem niewielki samolot, który przyglądał się nam z góry.
-Nie ma sprawy, -zawołał Nirin. Bierzcie się do pchania. Trzeba to monstrum przesunąć bliżej do wyspy. A my z Redinem odrobinę odpoczniemy, bo już od tego wirowania na mdłości się nam zbiera.
Za kolejną godzinę pchany przez dwa wietrzne silniki, które nazywały się Eldin i Alden statek dotarł w pobliże tańczącej w pijackim zwidzie gromady zdegenerowanych wiatrów. Powoli i sukcesywnie, jedna po drugiej do wody zaczęły trafiać kolejne kartony z rozbitymi butelkami. Poczałkowo nic to nie zmieniło, a ściana wody trwała na swoim miejscu z nieostającym uporem, jednak po niedużej chwili zaczęły się w niej tworzyć początkowo mało zauważalne, lecz z każdą chwilą coraz większe pęknięcia. Widząc to Eldin chciał już się rzucić na ratunek swej ukochanej jednak Nirin spychający do wody kolejne rozbite butelki powstrzymał jego zapędy.
-Poczekajmy jeszcze chwilę. Zaraz powinni się rozpierzchnąć, -powiedział spoglądając na rosnące z każda minuta wyłomy w wodnym murze.
Zapewne nikt tego nie dostrzegł, ale nagle spod sterty pustych kartonów wyłoniła się znajoma acz zagadkowa postać. Tak to był właśnie on, nasz tajemniczy Ciąg dalszy. Z dumą przechadzał się po pokładzie gdyż wiedział, że w tej sytuacji nie ma innego wyjścia i musi ponownie nastąpić.