Stary cmentarz
Stary cmentarz
Są cmentarze stare, prawie zapomniane,
Niedbane, smutnawe, rzadko odwiedzane.
Czują spokój, ciszę, odizolowanie
Ci, co oczekują na zmartwychpowstanie.
Mogiły normalne, kamień ich nie kryje,
Z gruntu rodzimego, trapez tworzył bryłę.
Dziś straciły formę, zapadły kształt mają,
Nie kwiaty, lecz chwasty dziś je zarastają.
Krzyże tu drewniane, często pokrzywione,
Koślawe, zbutwiałe, przez grzyb już strawione.
Spokój od natury miejscu temu dany,
Przez kult i tradycję jest tu przestrzegany.
Nagrobków tu mało, gdzieniegdzie spękane,
Szare i zmurszałe, starością znękane,
Podobne do mogił, ziemiste w kolorze,
Często pokruszone, złamane w pokorze.
Krzyż dłutem w nich wryty jeszcze napotykasz,
Napisy po rylcu rzadko już odczytasz.
Z cząstek słowo sklecisz: imię… żona – czytasz,
Niżej cząstka daty - pełnej nie wychwytasz,
A pod tym coś z prośby: Ave... – i nic nie masz,
A na innym wyrwa, rysa i „Ojcze Nasz…”
Figury, posągi, też napotkasz czasem,
Są niepoznawalne, jak przeżarte kwasem.
Inne wpół złamane; kikuty wystają,
Świadectwami burz są, grozy miejscu dają.
Drzewa tu też stare, krzywe, pochylone,
Jak postacie ze czcią mogiłom skłonione.
Są brzozy, topole i wierzby płaczące,
Symbole przyrody pokutę czyniące.
Tu tuje, jałowce i inne iglaki
Dostojnością barwią stary cmentarz taki.
Wśród drzew czasem przemknie postać pochylona,
Stanie przy mogile, czasem nie naglona,
Przyklęknie na chwilę, odmówi pacierze,
Czasem kwiat położy, z grobu liście zbierze,
Mogiłę przygładzi, poduma, zaszlocha,
Uświadomi sobie, jak zmarłego kocha.
O zmierzchu, wieczorem zamiga z oddali
Świeczka lub kaganek, co ledwo się pali,
Fantazję pobudzi, z duchem się skojarzy,
A on – szczyptą ciepła mogiłę obdarzy.
Refleksje też wzbudza stary cmentarz taki,
Że cielesną wartość docenią robaki,
Zaś ducha zalety będą rozważone,
I nicość lub światłość będą mu sądzone.