ludzie wschodu są jak dzikie mięty pośród trzcin...
dla uciszenia myśli patrzyła jeszcze
w sen a już szukała rosy pośród majowych mleczów
tuląc ich główki do ust spijała ostatnie zaśnienie
zbierała życie w zaśpiewie świerszczaków
wiedziała że nad snem czuwają skrzydlaci
jednak podkulona w embrion strachu
ciągle była gotowa do ucieczki
naszeptywała
jesteśmy jak żurawie trzymające kamienie
rosnące wciąż z nami
bo gdy uśniemy obudzi nas ich spadanie
sny nie śpią gdy inne przymykają powieki na skargi cierpiących dusz
są jak jastrzębie tańczące pomiędzy życiem a śmiercią
o losie!
zaplątany w niciach labiryntu życia
nigdy nie zakrzyczysz sumienia nie zakłamiesz czasu
nie zadrwisz z niej bo to ona przeciąga sznurki na swoją stronę
a ty patrzysz na lewo na prawo lecz nigdy na wprost
nie unosisz twarzy do światła tylko chowasz za nieswoje maski
podłóg wielcych czasów
dla Anny nie było prawdy na ziemi
zawisnęła nad nią wysoko
i mocno wierzyła że
Wyrajem będzie krąg białych kłamstw
tam!
gdzie lelek zrówna śpiew z oddechem konającego
i nie odleci przed świtem
a potem nie szukaj domu bo w nim nie będzie Anny
poszukaj jej pośród dzikich bagien i olsów