Tak bywa
ogarnia nagle me ciało.
Bywa, że umysł skomle,
gdy Muzy go głaszczą zbyt mało.
Bywa, że rymy zdradzieckie,
smagają na oślep me słowa,
Bywa, że gdy je poskładam,
pasuje z nich tylko połowa.
Bywa, że próżno czekam,
nagłego zewsząd olśnienia,
Bywa, że mimo starań,
długo nie mogę wyjść z cienia.
Bywa, że Bogu wytykam
całą swą niedoskonałość,
Bywa, że potem zanikam,
od nowa budując się w całość.
Bywa, że inni talentem
nadludzkim wręcz onieśmielają,
Bywa, że mnie tym w przepaść
dziecięcej zazdrości spychają.
Bywa, że w ciemnym kącie,
siadam zrezygnowana,
Bywa, że dusza płacze,
pustką wówczas targana.
Bywa, że w tej czeluści,
gdzie niby świat nie dociera,
Bywa, że nas tam więcej,
lecz nikt nikogo nie wspiera.
Bywa, że to wystarczy,
że wiemy nawzajem o sobie,
Bywa, że twórcze ambicje,
wspólnie składamy w grobie.
********
Lecz póki myśl płocha
się z serca ochoczo wyrywa,
I treścią swą, naga przed światem
bezwstydnie odkrywa,
Dopóty namaszczać nią
będę każde swe słowo,
I rodzić się będę dla niej,
w dzień każdy wciąż i na nowo!