Nie pomogę ci czytać!
Nie będę robił tego za ciebie.
Jak byś małym dzieckiem był,
kapryśnym. Któremu bajeczki trzeba na dobranoc.
Nie nauczę cię dźwięku literek
i nowych słówek.
Zapomnij, bo nie od tego jestem!
Nie o to chodzi, by rym cię za rączkę prowadził,
a rytm w skocznym pląsie
oberki z tobą kręcił.
Ni o to by harmonie świetliste
wirowały w tobie,
jak te światełka
w jarmarcznych kalejdoskopach dla dzieci.
Bo czasem w te harmonie
wpleść muszę dysonans.
Byś, w tym chaosie pozornym
mógł się zastanowić,
czy te słowa, które czytasz,
są tymi właśnie,
które w twojej głowie wirują?
Więc czasem musisz dostać lekkiego
myślowego skrętu karku.
By opowieść, którą tobie snuje,
wciągnęła cię w wiraż, tak mocny
jak te serpentyny,
co je w wesołym miasteczku
na górskiej kolejce wywijasz.
/Osobiście polecam,
lecz wróćmy do tematu./
A zakończenie musi być takie
urwane...
Byś mógł ciąg dalszy dopowiadać i głowić się
czy tak to ma być...
Zwłaszcza gdy jaki
traktat filozoficzny ci wyłożę.
Byś umiał, nie tyle wskazać prawdę lub fałsz,
co samemu się nad tym chciał pochylić,
własne wnioski wyciągając.
Bo podobno myślisz,
więc chyba jesteś.
Czyż nie?