bukolika
w małych słońcach na błękicie
wśród obłoków tchnij zielenią
i ukołysz mnie w zenicie
nadprzestrzennej bukoliki
wygwieżdżonej nad księżycem
gdzie nie było jeszcze nigdy
kogoś kto poświęcił życie
wszystkim chwilom tak ulotnym
że powiekom ciążą oczy
kolorami co jak motyl
skrzydłem w skrzydło snów trzepotrze
szukaj mnie a ja cię znajdę
wciąż od nowa i wciąż wiernie
pójdę w górę choćby na dno
jak dzień który nocą blednie
.
jestem wiatrem i pogodą
zmiennocieplną ale stałą
w twoich dłoniach wciąż tak młodą
jak majowej wiśni gałąź
co rozkwita w blasku słońca
i nieśmiało zapach niesie
na przeźrocza twoich westchnień
w których czuję się bezkresem
rozgwieżdżonym na tle nieba
pod kopułą prostej wiary
że nic więcej mi nie trzeba
prócz twych dłoni zakochanych