Ołów
gdy jeszcze nie istniało pojęcie ciała.
Płonąłem,
aż ciężar stał się moim językiem.
Milczę w twoich zębach, w kościach,
resztką wybuchu,
o którym zapomniał świat.
Przywdziewam rdzę miast,
z zanieczyszczonych płuc kominów,
z fabryk, które oddychają za was,
z odłamkami dźwięków i popiołem maszyn.
W kropli krwi
wiążę się z cząstką nocy,
którą noszę od początku.
Kiedy oddychasz — ja też oddycham,
wolniej, głębiej, ciężej.
W chwili śmierci
ty — rozproszony w pyle,
ja — w jego jądrze,
nadal zimny,
nadal wierny grawitacji.

Wiersz Miesiąca
Zaloguj się, aby móc zagłosować na Wiersz Miesiąca.