Mgła i noc...
a on idzie wciąż prosto.
Dziurawa droga,
kamieni dwie garści w kieszeniach.
Wyrzuca. Jeden po drugim.
Krok za krokiem.
Wydaje się, że więcej stoi,
niż idzie, a jednak dość blisko dochodzi,
tak, że rozpoznaje własne serce.
Zamienia się w kroplę,
a potem opada na ziemię,
i mnoży się na wiele.
Szczęścia nie da się
policzyć na palcach.
Im jest mniej, tym więcej!
– uwydatnia się Prawda.
Mgła zanika. Zaczyna wiać.
Drzewom liście spadają do naga.
Kałuża drży, bo nadchodzi deszcz.
Przeleje ją i spłynie
zabierając kamienie
dokądś indziej.
