LIST DO EDYNBURGA…
Jesteś miastem pod miastem,
jak moja miłość…
widoczna dla wtajemniczonych,
ukryta pod brukiem codzienności.
Tam, w chłodnych korytarzach,
pod powierzchnią zwykłych dni,
płonie niegasnący płomień…
wolnych myślicieli... i mój.
Siedem wzgórz...
Jak siedem palet dzisiejszego dnia.
Dźwigasz historię na grzbietach pagórków,
a ja… dźwigam dzień w pracy, każdego dnia,
jak ten szyld, co dziś zerwałem.
Oba ciężary są święte… i nie.
Oba są opowieścią codzienną.
Oba prowadzą do nieba... czy nie?
Choć bardziej do zbawienia.
A w tym podziemiu… mój rytuał z dymem.
Szkocka whisky, ta z płonących torfowisk,
i bourbon … słodki jak amerykański sen.
Nalewasz je na przemian do jednej szklanki,
mieszając smaki, jak my mieszamy dni …
gorycz z nadzieją, siłę ze słabością.
I ten pierwszy łyk...
to nie ucieczka… to przemiana.
To poświęcenie chwili, tego czasu tu.
To moja eucharystia.
Kielich, w którym smakują
Edynburg i Sochaczew,
gdzie się urodziłem i gdzie mieszkam,
i cały, ciężki, piękny świat.
Ludzie i mosty...
Połączyłeś emigranta z Sochaczewa
z malarzem z Japonii,
taksówkarza z Pakistanu,
a „szeregowego Wojtka”… misia…
z dziećmi, które go kochały.
Więc i my jesteśmy takim mostem…
Ty, ja i wszystkie nasze „Kocham cię”,
łukiem rzuconym między
rzeczywistość a snem.
I właśnie dlatego…
bo jesteś pełny sprzeczności:
dymu i kamienia,
whisky i herbaty,
polskiego słowa w szkockim wietrze…
kocham cię,
mój Edynburgu.
Serce świata... dwa.
Masz swoje serce ukryte w kamieniu,
a ja … mam je ukryte w słowach.
Oba biją tym samym rytmem:
tak-tak...
kocham... kocham...
Edynburg...?
Lecz ty nie odpowiesz…
ty wołasz wieczność.
Wiatrem znad Calton Hill?
Albo opowieścią,
jak Arthur’s Seat patrzy na nas
i wie, że jesteśmy razem...
Czy miłość taka może przetrwać lat?
Stojąc u wrót wieczności…
powiem tak...

Wiersz Miesiąca
Zaloguj się, aby móc zagłosować na Wiersz Miesiąca.