Czterdzieści Pięć...minut
Czasem nie wiesz, co i jak.
Lecz pamiętasz za każdym razem,
Że czas zrobić wreszcie ten raz – pauzę.
Zatrzymasz ciągnik szesnastu kół,
Warczący silnik – stalowy muł.
Gasisz go, ostyga, warcząc jak pies.
A świat, który pędziłeś, mija cię bokiem.
W malutkiej zatoce, schronionej od świata,
Czterdzieści pięć minut, nim znów pomkniesz gdzieś.
Nie widzisz już świateł, czerwonych od stopu,
Tylko cisza, co koi twe zmęczenie.
Łyk ciepłej herbaty, biszkoptu kawałek,
I mucha z płaszczona na szybie – jak przeznaczenie.
Gasisz go, ostyga, warcząc jak pies.
A świat, który pędziłeś, mija cię bokiem.
W malutkiej zatoce, schronionej od świata,
Czterdzieści pięć minut, nim znów pomkniesz gdzieś.
I znów zaczyna się harmider,
Pedzące maszyny bez duszy...
I ja w tej kabinie... sam.
Gasisz go, ostyga, warcząc jak pies!
A świat, który pędziłeś, mija cię bokiem!
W malutkiej zatoce, schronionej od świata,
Czterdzieści pięć minut, nim znów pomkniesz gdzieś!
Nim znów pomkniesz do United...na koniec dnia
Stalowy muł...i ja