Przystanek w Skierniewicach… PKS a może w Puszczy Marianskiej...
ktora nie che żeby jej imie tam byl...w tym wieszu...
wiec nie podaje...
Słońce tańczyło na przystanku
jak rozsypane szkło.
Wśród wszystkich twarzy dziewcząt jedna
miała wiosnę we włosach,
ciemnych, kręconych,
falujących jak winne latorośle nad
bezkresnym pustkowiem Civitas di Bagnoregio.
Byłaś w nich ukryta jak bogini w gaju…święta, dzika,
i tak bliska, że aż nieosiągalna.
Moja mokra włoszka. A ja harcerz wędrowiec z duszą na wierzchu…
stałem w tym samym blasku, przytłoczony zielenią,
oszołomiony wonią bzu i świeżej trawy.
A Ty… dyrygowałaś promieniami, a ja ...
byłem ziemią, która czekała na Twój deszcz.
Małgorzata pisała listy atramentem z konwalii,
a Tyś nawet nie spojrzała. Ty śmiałaś się do słońca,
a ja…byłem cieniem, nawet nie spojrzałaś…Ja który pragnął należeć do Twoich stóp.
Przy schodach, w gąszczu bluszczu, przysiadłem jak chłopiec,
co zgubił wróbla, a znalazł niebo. I czekałem. Na Twój uśmiech.
Na skinienie. Na cud. A potem Pilica… i kąpiel w złocie,
i spodenki czerwone jak krew, i schody, po których wchodziłem
w górę, w jasność. A w powietrzu…nie wiem za czym… wzdychałem.
Może za chwilą, która już mija? Może za Tobą? Może za wszystkim,
co piękne i ulotne? A teraz… wiem, że to byłaś Ty…moja …., teraz
zanim jeszcze odkryłem, że czekam.
