Kalosze
za chwilę srebrny nów zaprosi do snów.
Jezioro zadrży znów tonem zbyt miarowym,
szat zbyt obcisłych dziś się pozbywa.
Jeszcze deszcze poszły za daleko
wiem, usłyszeć chciały dźwięki gitary.
Z powrotem muszą się wnet pośpieszyć,
zanim nie zmokną przybrzeżne szuwary.
I nocy zamknie się wieko.
Bo wszystko w życiu jest rzeczą główną,
jak drogą od której nie ma odwrotu.
I każdą wiedzę, niewiedzę też można oswoić.
Przecież nie wiem, tylko boję się.
Od nowa i wciąż.
Na parapecie porzucona gałązka bzu,
jak wizytówka, byłam tu.
Ślad szminki na rękawie już dawno zatarty,
obok ręcznik rzucony niedbale w kąt,
książka z rogiem zagiętym,
Jutro kalosze na drogę życiu kupię.
One hufce obłoków rozbiją w proch,
skrzydłami czerń zasłonią i uratują ją.
Odniosą zwycięstwo.
Miłość i śmierć to życia rzeczy główne,
jak dualizm duszy i ciała raną zasklepioną,
nierozłączną i wieczną.
W moim jest jeszcze pamięć