Lizbońskie pejzaże
puste oczodoły okien,
z fasadami w pełnym makijażu grafitti,
otwarte na portowych kochanków, na morską bryzę
i przeraźliwy skowyt rybitw.
Cieniem kładące się u stóp miasta,
szkaradne dla jednych
a dla innych piękne w swej brzydocie.
Od lat kruszeją
i po kawałku zabierane na pamiątkę-
oddają swe serca,
z czasem blakną na fotografiach zbłąkanych turystów.
Ich pokuta nie ma końca.
Portowa dzielnica,
tak bardzo spragniona
zachwytu.