Gałczyński
Ty z poetów najbardziej kochany –
Trochę błazen, trochę angelolog.
Twoje strofy się skrzyły szampanem,
Musowały zimną coca-colą.
Pan zaś sypał ci talary białe,
Więc by jemu nie robić przykrości
Stałeś ślepy się. I nie widziałeś
Wśród nieznanych znów okoliczności
Tak ginących, jak kiedyś aktorka
Inge Bartsch. Zapomniałeś już o niej,
Gdyś talary pakował do worka?
Gdyś się w ptaków wsłuchiwał symfonie?
Krew wilgotna była na talarach,
Bach przygrywał ci swoją kantatą
I dźwięczało w absurdu oparach
Twe allegro molto denuncjato.
Przerażony, a jednak wesoły,
Bo od błaznów się śmiechu wymaga,
Wyśmiewałeś Bulwieciów, anioły,
Choć pobitym przystoi powaga.
Tyle dałeś prawdziwego piękna,
Które kruszcem szlachetnym nam lśniło,
Że wybaczam ci, chociaż pamiętam,
Iż w tym pięknie jadu sporo było.
I niech tylko artystę potomni
Będą, patrząc na grób twój, widzieli
I niech Pan Bóg twą małość zapomni,
Bowiem myśmy dawno zapomnieli.
.